Kampania samorządowa na ostatniej prostej, a w Białymstoku inwazja monstrualnych bilbordów. Partie najwyraźniej władowały w nie sekstyliony kasy.
Na drodze z centrum miasta w stronę Warszawy najpierw – kandydat PO do Sejmiku Józef Klim, potem jest wyszczuplały i wydłużony na całą boczną ścianę 8 piętrowego bloku Jan Dobrzyński – kandydat na prezydenta Białegostoku z PiS, dalej obecny marszałek województwa Jarosław Dworzański, potem wschodząca gwiazda podlaskiej PO Anna Mierzyńska, a perspektywę pod kościołem Sw. Rocha zamyka, kolejny Jan Dobrzyński, wielkości boiska do koszykówki. „Nasz Białystok to najwyraźniej miasto gigantów”- zauważył z przekąsem kolega. Fakt. Jeśli to zwiększanie powierzchni reklamy wyborczej pójdzie dalej, to wkrótce bilbordy będzie widać z kosmosu.
I choć byłoby to wszystko nawet zabawne, trochę się jednak zmartwiłam, bo w zalewie wyborczej reklamy stosunkowo najmniej widoczny jest obecny prezydent – Tadeusz Truskolaski, któremu dobrze życzę. Prezydent startuje ze swoim własnym komitetem i kandydatami na radnych. Widać ich tu i owdzie, ale jakoś skromniej, nie tak zamożnie jak partie… Najpierw więc się zmartwiłam, ale zaraz potem przyszło mi do głowy, że może to i dobrze. No bo o czym to właściwie świadczy? Ano o tym, że a) rządząca Białymstokiem ekipa nie wzbogaciła się jednak na tyle na swoich rządach, by stać ją było na gigantyczną kampanię wyborczą, no i b) że choć z pewnością korzysta ze wsparcia miejscowego biznesu, nie stoi za nią żaden wielki i wyjątkowo potężny biznesowy sponsor.
A czemu dobrze życzę Truskolaskiemu i uważam, że rządził dobrze? Po pierwsze dlatego ze przez 8 lat zapewnił swojemu miastu jedną z lepszych w Polsce, infrastrukturę drogową. Jeżeli plany inwestycyjne zostaną dokończone, Białystok ma bazę dla rozwoju na lata i miasto się nie zakorkuje. Paradoksalnie, prezydent był za to obficie krytykowany (za dużo tego asfaltu, beton, miasto to ludzie itd…). Być może trzeba być mieszkańcem warszawskiej Pragi by wiedzieć, jak ważne są w mieście ulice przelotowe i obwodnice, dobre nawierzchnie. I by rozumieć, że jest to jeden z najdemokratyczniejszych rodzajów inwestycji, jaki można w mieście wykonać, bo korzystają z nich wszyscy – i biedni i bogaci, niezależnie od zawodu i poglądów politycznych.
Po drugie cenie go za to, że robiąc te inwestycje łacznie za 2,5 mld zł powiększyl sumaryczny dług Białegostoku tylko o około 230 mln. To wynik budzący prawdziwy szacunek. W efekcie Bialystok na tle często dramatycznie zadłużonych polskich miast, jak na przykład Wrocław (strasznie przeinwestowany) czy Lublin wypada znakomicie. Nawet biorąc pod uwagę obligacje wypuszczone na dokończenie stadionu, które przecież trzeba będzie wykupić, sytuacja naprawdę nie jest dramatyczna. W niezbyt bogatym mieście, prezydent był w stanie przez 8 lat wygospodarować blisko 800 mln zł, po to by jednocześnie wykorzystać 1,5 mld unijnej pomocy. Trudno mu zarzucić niegospodarność…
Trzeci powód jest najtrudniejszy do opisania, ale za to powszechnie zauważany i przez mieszkańców i przez przyjezdnych. A mianowicie, przez ostatnie 8 lat, Bialystok się ogromnie zmienił na korzyść. Sprawił to i odnowiony rynek Kościuszki, o urokliwym małomiasteczkowym charakterze i renowacja ogrodów pałacu Branickich i przyzwoite nawierzchnie ulic i stacje rowerów do wzięcia i ogólne wrażenie, że miasto jest po prostu zarządzane. Że ktoś może nie zawsze idealnie, ale jednak panuje nad całością, co wierzcie mi, w dużych miastach nie jest regułą. Jeśli dodać do tego fakt, że jednym z większych, politycznych konfliktów w mieście w ostatnich latach była trwająca wiele tygodni awantura o to czy w autobusie trzeba kartą klikać za każdym razem przy wsiadaniu, czy tez wystarczy ją raz aktywować – to można sądzić że z rządami Truskoalskiego nie było najgorzej ☺
Poważniejszym problemem była sprzedaż Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, do której większość moich białostockich znajomych i przyjaciół miała poważne wątpliwości. (Osobiście też zreszta uważam, że sprzedawanie podmiotom komercyjnym publicznych przedsiębiorstw, które są naturalnymi monopolistami, jest ryzykowne). No ale prezydent był absolutnie przekonany, że sprzedaż MPEC daje szansę na dalszy rozwój i dalsze wykorzystanie unijnych funduszy. Zaś fundusze te będą dostępne już tylko przez kilka lat i nie można tracić szansy. Uparł się i postawił na swoim. Na razie nic szczególnego się po tej sprzedaży nie wydarzyło, jak będzie dalej – zobaczymy.
W Białymstoku, jak w większości polskich miast, jest za mało planów zagospodarowania przestrzennego. To pozwala na „wolna amerykankę” deweloperów, a ci chętnie zastawiliby to raczej nisko zabudowane i rozłożyste miasto – dziesiątkami ośmiopiętrowych apartamentowców. Tymczasem, gdyby chciało się zachować specyficzny i niepowtarzalny charakter Bialegostoku, powinno się pozwalać na takie inwestycje tylko w nielicznych miejscach, co wymagałoby uporządkowania tych spraw i zdecydowanie ostrzejszej reki.
Truskolaski, skupiony nad schludnym i sprawnym utrzymaniu materialnej strony funkcjonowania miasta, wielokrotnie i słusznie był krytykowany za niezrozumienie tego, że miasto musi mieć duszę. A musi – to cos co je określa i czyni unikalnym i ciekawym. Nie wystarczą ulice bez dziur. Sama bezskutecznie kolędowałam od Annasza do Kajfasza by uzyskać finansowanie Urzędu Miasta dla programu TV o zabytkach, i osobliwościach Białegostoku. Niestety jedynym efektem było to, że sekretarz miasta pan Karpieszuk uciekał, już jak mnie widział z daleka… Najwyraźniej prezydent uważał, że jak się połozy chodnik to coż zostanie, a programy – to takie fanaberie warszawskiej paniusi
Jednym słowem prezydent Truskolaski oprócz zasadniczych i fundamentalnych zalet, ma też wiele wad. Niemniej ma jedną niezaprzeczalna przewagę nad polityczną konkurencją : choć dwa razy startował na prezydenta z poparciem PO – nie jest partyjny i ma dobrą rękę do ludzi (rzecz w polityce bardzo rzadko spotykana). Znam kilkoro kandydatów z Komitetu Truskolaskiego, tak się składa, że współpracowałam z nimi w różnych okolicznościach i choć w pełni ręczyć można tylko za siebie, to wiem, ze to bardzo sensowni ludzie. Są po białostocku (tak, tak – według mnie właśnie po białostocku) pracowici, niekoniecznie jakoś nadambitni osobiście (co często się zdarza wśród partyjnych działaczy), ale odpowiedzialni i kolejna rzecz w partiach źle widziana – samodzielnie myślący. Taka porządna, raczej prawicowa niż lewicowa, umiarkowana w poglądach politycznych – białostocka inteligencja.
No a główne partie, trzeba to sobie otwarcie powiedzieć (wybaczcie moi partyjni znajomi) sa w Białymstoku w kiepskiej kondycji (choć nie myślę, by to było coś w skali Polski niespotykanego na szczeblu samorządowym).
PiS w postaci swego przewodniczącego, pana Jurgiela wystawił bardzo słabego kandydata na prezydenta Białegostoku. Jan Dobrzyński – bogaty przedsiębiorca, nielubiany przez związki zawodowe, były wojewoda podlaski, który zasłynął tym, że w swoim czasie ze stanowiska zdjął go jego własny premier Jarosław Kaczyński, jest nie do przyjęcia dla wielu mieszkańców, między innymi dla znaczącej w mieście prawosławnej mniejszości, ale nie tylko. O stosunkach wewnętrznych w partii, to nawet lepiej nie mówić…. Moim zdaniem, w wyniku rozmaitych przetasowań, podlaski PIS zmarginalizował kilku swoich najzdolniejszych ludzi. No a na koniec przyjął jeszcze trująca dawkę transferu z Platformy…
Natomiast białostocka PO, może się co prawda pochwalić najlepszym podlaskim posłem, bo nie sposób nie zauważyć że Robert Tyszkiewicz to polityk krajowego formatu, sprawny i bardzo inteligentny, ale jej stan kadrowy i organizacyjny także pozostawia sporo do życzenia. Przyglądając się przez wiele lat zawiłym gambitom i polityce personalnej podlaskiego „barona” nigdy nie byłam w stanie do końca zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chciałabym obrazić moim egzotycznym porównaniem ani PiSowców ani Platformersów, ale przyznam się szczerze, że chwilami, sytuacje w tutejszym PO przypominają mi specyficzną politykę kadrową Jarosława Kaczyńskiego…
A na tym tle, tak zażarta, samorządowa walka o miasto, jakiej Białystok nie przeżywał od lat. W dodatku jest to walka, której wyników nikt do końca nie jest w stanie przewidzieć. Przyglądam się z zaciekawieniem. I pomimo wszystkich przygnębiających stron współczesnej polskiej rzeczywistości politycznej, strasznie się cieszę, że mamy te wybory. Bo świetnie pamiętam jak żadnych wyborów samorządowych nie było. A 80 km na wschod – nadal nie ma.
Немає коментарів:
Дописати коментар